Nasza kochana Tynia 21 lutego odeszła… [*]
„Trudno mówić o Justynce w czasie przeszłym. W nierównej walce z rakiem prawie do ostatnich dni zachowała urok i energię . Nie będę ukrywać, Tynka cierpiała, przez ponad dwa lata zniosła więcej niż niejedna dorosła osoba w ciągu całego życia. Z bezpiecznego domu została wyrwana do szpitala najpierw w Lublinie, następnie w Genui i we Wrocławiu. Jednak znajdowała w sobie pokłady cierpliwości, które pozwalały jej wyczekiwać.
Bo Tynia ciągle na coś czekała, planowała -czasem było to tylko oczekiwanie na polepszenie wyników krwi i zgodę lekarzy na spacer lub zjedzenie lodów. Innym razem marzył jej się wyjazd z rodzicami nad morze, skakanie przez fale, zbieranie z tatą kamyczków i spacery z mamą. Zwyczajnym dzieciom może nie wystarczyłyby takie przyjemności, ale dla Tynki to był szczyt marzeń.
Niewiele za sobą miała normalnego życia, takiego, jakiego zawsze życzymy naszym pociechom. Prawie do końca nie zdawała sobie sprawy , że ona takiej zwykłej codzienności nie doświadczy. Dwa dni przed śmiercią wyznała dziadkowi, że nie może umrzeć tak młodo, bo ma dużo planów w dorosłym życiu. Jak wiele dziewczynek w jej wieku chciała zostać baletnicą, uwielbiała przebierać się w tiulowe spódnice, do łysej główki przyklejała plaster, który miał udawać warkocz. Chciała odwiedzić ciocie w Londynie, przejechać się tamtejszym metrem , zobaczyć wieżę Eiffla., zajrzeć do groty wawelskiego smoka. Często wspominała przedszkole, koleżanki i kolegów z grupy, ulubione nauczycielki. Umawiała się z babcią na pieczenie i zdobienie babeczek.
Justynka potrafiła zjednać sobie serca poznawanych osób. Miała w sobie tak niewyczerpane pokłady optymizmu, że dorosłego, załamanego jej stanem, podnosiła na duchu uśmiechem i radosnym szczebiotem. Potrafiła też pokazać siłę i niezłomność charakteru poprzez kategoryczną niezgodę i bunt.
W trakcie kilku lat życia zdążyła zrobić to, co najważniejsze: poznać kawałek świata ,kochać i być kochaną , poczuć zapach wiosny i spróbować śniegu. Tęskniła za pieskiem Bobciem i chomikiem Frankiem. Malowała plakatówkami kamienie z ciocia Marysią. Zafascynowana przyrodą, której tajniki wyjaśniał jej dziadzio, wciąż chciała więcej i więcej. Z uwagą obserwowała w genueńskim akwarium morskie stworzenia.
Nie traciła otuchy i przez chwilę nawet my uwierzyliśmy, że jej wola życia pozwoli wygrać. Walka trwała długo i była trudna, niestety, choroba okazała się bezlitosna. Czasem mieliśmy wrażenie, że im bardziej walczymy, tym mocniej ona uderza. Nie straciliśmy do końca nadziei tylko dzięki Tynce i teraz tylko dzięki niej mamy wolę życia. Bo ona nam ją zaszczepiła – dlatego będziemy starać się zobaczyć wszystko, o czym marzyła Tynka, żeby opowiedzieć jej o tym, gdy się kiedyś w końcu spotkamy.”
https://www.facebook.com/Tynka-walczy-z-neuroblastomą-1480344595605186/
Chcemy Wam przedstawić ukochane dziecko Swojej Mamy – Justynkę Płatek. W grudniu zeszłego roku zdiagnozowano u niej neuroblastomę – guza lewego nadnercza z przerzutami. Tynia jest pod opieką lubelskiej Kliniki. Za Justynką chemioterapia , operacja, megachemia i autoprzeszczep. Przed nią radioterapia i możliwe, że immunoterapia….gdzie…..jeszcze nie wiemy….
Proszę trzymajcie kciuki i myślcie o Tyni ciepło❤️
Najnowsze komentarze